Drukuj  

»Psy na Żydów« - o funcjonariuszach warszawskiego tropiących Żydów


»Psy na Żydów« - o funcjonariuszach warszawskiego tropiących Żydów

26.07.2014 14:41:31



W Magazynie "Gazety Wyborczej" Jan Grabowski pisze o funkcjonariuszach specjalnego wydziału warszawskiego Polskiej Policji Kryminalnej (PPK, polskiej Kripo), którego celem było tropienie ukrywających się po "aryjskiej stronie" Żydów.  Opisuje m.in. akcję likwidacji bunkra "Krysia" gdzie wraz rodziną i kilkudiesięcioma innymi osobami ukrywał się historyk getta warszawskiego Emanuel Ringelblum. Artykuł jest zapowiedzią większego opracowania któe ukaże się jesienią tego roku w 10., jubuleuszowym numerze rocznika "Zagłada Żydów. Studia i Materiały"


Psy na Żydów
Jan Grabowski

"Przy ul. Grójeckiej 81 w zabudowaniach ogrodnika Wolskiego aresztowano ukrywających się tam 38 Żydów. Między nimi znajdowało się tam kilkudniowe dziecko" - informował podziemny biuletyn. Akcję przeprowadzili doświadczeni wywiadowcy. Służyli w policji kryminalnej już za Rydza-Śmigłego

7 marca 1944 roku Niemcy schwytali pewnego historyka. Nazywał się Emanuel Ringelblum.

Wraz z założycielem Oneg Szabat, podziemnego archiwum warszawskiego getta, wpadła jego żona Judyta, syn Uri oraz 35 innych Żydów. Wszyscy od wielu miesięcy ukrywali się na krańcu miasta, przy Grójeckiej 81, tam, gdzie peryferie południowej Ochoty powoli zmieniały się w wieś, w bunkrze "Krysia".

Wykopana pod szklarnią ogrodnika Mieczysława Wolskiego „Krysia” była wyjątkową kryjówką. Tak widział ją sam Ringelblum: „ster schronu dzierży w swym ręku » szef «, p. Władysław M., lat 37, ogrodnik z zawodu. Postanowił uratować dziesiątki Żydów na przekór okupantowi, który wydał na nich wyrok śmierci. P. W. jest duszą i ciałem oddany swej najdroższej kochance, pani » Krysi «(tak nazwano schron, od wyrazu » kryjówka «)”.

Rozbitkowie przeżyli w bunkrze wiele miesięcy. Samuel Kassow, biograf Ringelbluma, pisze: „Na początku marca 1944 roku skończyła się szczęśliwa passa » Krysi «. Według trzech różnych źródeł Wolskiego zdradziła dziewczyna, po tym jak ze sobą zerwali. Jagurowie [mieszkańcy bunkra, którzy opuścili go niedługo przed wpadką] twierdzili, że » Krysię «wydał 18-latek Jan Łakiński, na którym polskie podziemie wykonało potem wyrok śmierci”.

Rajd na "Krysię" nastąpił w wyniku donosu. Nikt nie miał pojęcia, że wpadka była bezpośrednio związana z szeroko zakrojoną akcją warszawskiej policji bezpieczeństwa. Przede wszystkim specjalnej sekcji "przeciwżydowskiej" utworzonej w łonie Polskiej Policji Kryminalnej.


Pracownicy komisariatu "bandyckiego" warszawskiej policji kryminalnej, marzec 1942 r.
(Fot. Za zgodą Archiwum Miasta Warszawy)


Pożyteczni "kryminalni"

Tematyka związana z okupacyjną działalnością Polskiej Policji Kryminalnej (PPK, polskiej Kripo) to jedna z białych plam na mapie najnowszej historii Polski. W kilku opracowaniach poświęconych niemieckiej polityce terroru z rzadka możemy natrafić na komentarze dotyczące PPK, zazwyczaj ograniczające się do paru zdań. Najwięcej na ten temat wiedzą - nie licząc specjalistów - czytelnicy kryminałów Marcina Wrońskiego, którzy śledzili postać komisarza Zygmunta Maciejewskiego, kripowca, ale też dobrego Polaka, który walczył z bandytami w okupowanym Lublinie. Rola "kryminalnych" w wymordowaniu polskich Żydów pozostaje jednak nieznana.

W odróżnieniu od dobrze znanej policji granatowej, którą Niemcy podporządkowali Policji Porządkowej (Orpo), Polska Policja Kryminalna została wcielona jako Polnische Kriminalpolizei do niemieckiej Kripo, czyli jednego z wydziałów Policji Bezpieczeństwa (SIPO). Na czele PPK w stolicy każdego z czterech dystryktów Generalnego Gubernatorstwa (Kraków, Radom, Lublin i Warszawa) ustanowiono niezależne od siebie Dyrekcje Policji Kryminalnej (DPK). W sierpniu 1941 r., po wcieleniu do GG dystryktu Galicja, piąta DPK powstała we Lwowie.

Polscy funkcjonariusze Kripo wywodzili się w ogromnej większości spośród pracowników Urzędu Śledczego - elity polskiej policji. Do 1939 r. Urząd Śledczy dzielił się na dwa podstawowe piony - polityczny oraz kryminalny. Niemcy znieśli brygady polityczne, lecz wielu ich pracowników przeniosło się do wydziałów kryminalnych.

Teoretycznie, zgodnie z regulaminem wewnętrznym SIPO, PPK miała skupić się na walce z przestępczością pospolitą. W rzeczywistości polska Kripo stała się jednak jednym z kluczowych ogniw hitlerowskiego aparatu terroru, a w kolejnych latach okupacji ważnym terenem jej działań okazała się walka z żydowskimi rozbitkami próbującymi przetrwać w aryjskim żywiole.

Referat do spraw obław

Od końca kwietnia 1943 r., czyli od powstania w getcie, w Warszawie i jej okolicach rozpoczęło się szczególnie intensywne polowanie na ukrywających się Żydów. Do tysięcy uciekinierów, którzy przeszli na stronę aryjską w czasie Wielkiej Akcji między lipcem a wrześniem 1942 r., dołączyły wówczas kolejne setki uchodźców z płonącego getta.

Dla żydowskich rozbitków nastał duszny, przerażający okres. Znalezienie nowej kryjówki stawało się coraz trudniejsze, a strach polskich przyjaciół i ratujących rósł z dnia na dzień.
Wtedy to właśnie w Dyrekcji Policji Kryminalnej w Alejach Ujazdowskich powstał plan stworzenia wyspecjalizowanej komórki, której podstawowym zadaniem byłoby tropienie i aresztowanie ukrywających się Żydów. Dotychczas ich wyłapywanie należało do obowiązków wielu różnych organizacji: policji granatowej, gestapo, policji porządkowej, Szupo, żandarmerii oraz policji kryminalnej. Utworzenie specjalnej komórki "żydowskiej" mogłoby świadczyć o tym, że polowanie na Żydów uznano za jedno z zadań priorytetowych (sformowanie specjalnej jednostki policyjnej nie było zresztą oryginalnym pomysłem władz bezpieczeństwa Generalnego Gubernatorstwa; podobne oddziały powstały również w innych krajach okupowanej Europy).

Plan wcielono w życie późnym latem bądź wczesną jesienią 1943 r. Nowo powstałą sekcję PPK nazwano Kriegsfahndungkommando, czyli Oddziałem Poszukiwań Wojennych. Eufemistycznie, ale według jednego świadectwa na drzwiach pokoju, w którym urzędowali tajniacy z Oddziału Poszukiwań, zawisła tabliczka z wymownym napisem: Oberstreifkommando (Główny Oddział Prowadzenia Obław). Polscy pracownicy warszawskiej Kripo nazywali tę komórkę po prostu referatem żydowskim.

Sekcja Kriegsfahndung była jednostką do zadań specjalnych, nie wchodziła więc w skład żadnego z VII komisariatów PPK, lecz podlegała bezpośrednio niemieckiemu zarządowi Dyrekcji Policji Kryminalnej. Na jej czele stanął untersturmführer SS i kriminalkommissar Werner Balhause.

O Balhausem (vel Ballhausem, vel Balhausenie) wiadomo niewiele. Przed przeniesieniem do Warszawy pracował w Kripo w Ostrowcu, gdzie miał być współodpowiedzialny za likwidację tamtejszego getta. W warszawskiej Kripo pojawił się przypuszczalnie w I połowie 1943 r. i został niemieckim nadzorcą komisariatów II i III (tzw. kradzieżowych) PPK w DPK Warschau. Praca w Warszawie musiała przynosić mu wymierne zyski. Wspominało o nich konspiracyjne rozpoznanie policji granatowej, w którym - pod datą 19 stycznia 1944 roku - odnotowano, że "szereg niemieckich pracowników z dyr. Kripo (Balhausen, Nusperling i inni) wysyłają zrabowane meble i wartościowe rzeczy do Rzeszy lub magazynują je w domach zajętych przez wojsko, przy ul. Rozbrat".

Zastępcą Balhausego w Judenreferacie został kriminalsekretär Schuhardt, jednak zdecydowana większość policjantów wywodziła się z polskiego personelu PPK. Ich przełożonym był początkowo Wacław Stroka, a po jego śmierci na początku 1944 r. w przypadkowej strzelaninie na ul. Krochmalnej - Zygmunt Głowacki, wcześniej pracownik II Komisariatu.
Mieszkanie w uznaniu zasług

Do nowej sekcji Balhause przyjmował ochotników, z reguły ludzi z dużym doświadczeniem w tropieniu Żydów. Nie przypadkiem też ściągnął do siebie dwóch wywiadowców z II Komisariatu, przedwojennych tajniaków dysponujących rozbudowaną siatką konfidentów w mieście.

Codzienna praca referatu opierała się na sieci donosicieli. Każdy wywiadowca prowadził swoich agentów, na przykład wspomniany sierżant Głowacki sprawował pieczę nad dziesięcioma konfidentami oraz współpracował z agentem do specjalnych poruczeń, niejakim Janem Łakińskim, który już wkrótce miał zginąć z wyroku podziemia. Dużą rolę w działalności jednostki odgrywały też spływające do policji anonimy.

Późną jesienią 1943 r. Kriegsfahndungkommando zaczęło odnosić sukcesy. Według jednego z tajniaków "aresztowania Żydów były przeprowadzane często, przeciętnie raz lub dwa razy tygodniowo". Zatrzymań dokonywano najczęściej w mieszkaniach, w których ukrywali się Żydzi.

Ważnym czynnikiem mobilizującym funkcjonariuszy Sekcji Poszukiwań były korzyści finansowe. "W ogóle cała ta sekcja trudniła się tępieniem Żydów oraz rabowaniem ich mienia" - wspominała jedna z pracownic Naczelnej Dyrekcji Kryminalnej.

Skonfiskowane dobra dostarczano zazwyczaj do biur Sekcji. Tam pracownicy sortowali łupy. Co smakowitsze kąski przypadały Niemcom, ale i polscy wywiadowcy nie mogli się czuć pokrzywdzeni. Były pracownik Sekcji zeznawał: "Z mienia pożydowskiego były zabierane jedynie rzeczy wartościowsze, które po przewiezieniu do sekcji były segregowane przez Niemców. Z rzeczy tych Niemcy zatrzymywali dla siebie większą część i rzeczy wartościowsze, a pozostała była rozdzielana między polskich pracowników. Ja osobiście otrzymałem 2 lub 3 razy bieliznę pościelową. Gdy przy zatrzymanych Żydach zostały znalezione pieniądze, kierownik Ballhause zatrzymywał je i po pewnym czasie wypłacał pewne sumy polskim wywiadowcom w formie premii za pracę. Ja również kilka razy otrzymałem tę premię; jak sobie przypominam raz 2000 zł, 1000 zł, 800 zł itp. sumy w granicach ok. 1000 zł. Otrzymaną bieliznę pościelową z mienia pożydowskiego również sprzedawałem, otrzymałem za nią ok. 2000 zł. W dwóch wypadkach brałem udział w zabieraniu rzeczy z mieszań prawdopodobnie pożydowskich".

Nie do pogardzenia były też pożydowskie mieszkania. Jeden z takich lokali, w budynku przy ul. Solnej 16, dostał się na jesieni 1943 r. wywiadowcy Niwińskiemu.

Polskie drogi, czyli losy przedwojennych policjantów

Korzyści uzyskiwane oficjalnie uzupełniały profity płynące z działań prowadzonych na własną rękę. Trudno powiedzieć, czy i jak często polscy wywiadowcy trudnili się szmalcownictwem - granica między agentem Kripo a szmalcownikiem bywała przecież nieuchwytna - lecz w aktach zachowały się zeznania Henryka Wileńskiego, Polaka, zamożnego przedsiębiorcy, aresztowanego przez jednego z podwładnych Balhausego. Sposób na dodatkowy zarobek był prosty: rodzinie zatrzymanego proponowano wykup ofiary. W grę wchodziły nieraz ogromne kwoty - rzędu kilkudziesięciu, a nawet kilkuset tysięcy złotych.

Pasmo sukcesów

Przełom lutego i marca 1944 r. okazał się dla funkcjonariuszy Judenreferatu okresem wzmożonej pracy. Garść informacji o intensywności działań wywiadowców Polskiej Policji Kryminalnej można znaleźć w raportach granatowych policjantów zbieranych z warszawskich komisariatów i przesyłanych do komórek wywiadu Delegatury Rządu i AK.

29 lutego 1944 r. wpadł w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach Ludwik Landau, pracownik Biura Informacji i Propagandy. Dzień później aresztowano jego rodzinę.

1 marca w Mińsku Mazowieckim schwytano Juliana Grobelnego, przewodniczącego Żegoty.

2 marca w sklepie ze słodyczami przy ul. Mokotowskiej aresztowano Jana Jaworskiego, "członka komitetu [opieki] nad Żydami", który przyszedł tam wręczyć agentom Kripo okup za zwolnienie wcześniej złapanych Żydów.

3 marca agenci zatrzymali na ul. Koźlej większą grupę ukrywających się Żydów.

Cztery dni później wpadł schron "Krysia".

Cztery kilogramy złota

Wykrycie bunkra, w którym mieszkał Emanuel Ringelblum, było jednym z największych sukcesów Sekcji Poszukiwań. W miarę dokładny przebieg operacji można odtworzyć na podstawie zeznań złożonych przez dwóch uczestników aresztowania.

Wcześnie rano, gdy tylko policjanci pojawili się na służbie, untersturmführer Balhause ogłosił alarm. Po krótkiej odprawie wszystkich funkcjonariuszy załadowano na samochody. "Balhause zarządził, aby wszyscy pojechali razem z nim. Pojechaliśmy samochodem na ulicę Grójecką, nr. nie pamiętam, było to na odcinku między pl. Narutowicza a krańcowym przystankiem tramwajowym jadąc w kierunku Okęcia. Po przybyciu na miejsce okazało się, że było tam już kilkunastu Niemców z gestapo. Przez bramę weszliśmy na teren posesji gdzie znajdowały się inspekty, które zostały obstawione przez gestapowców i przez nas. Jak się już na miejscu zorientowałem, został zatrzymany ogrodnik, który był właścicielem inspektów, i jego syn, kilkunastoletni chłopak. Na polecenie któregoś z Niemców syn ogrodnika wszedł do bunkra znajdującego się pod inspektami i wytłumaczył znajdującym się tam Żydom, że wszelki opór jest bezcelowy i żeby wszyscy wyszli. Żydzi z tego bunkra wyszli pojedynczo; było ich dwadzieścia kilka osób i zostali zatrzymani przez gestapo. Żydzi ci byli różnej płci i wieku, były nawet dzieci. Po zatrzymaniu Żydzi oraz ogrodnik i jego syn zostali przewiezieni do gestapo, a my powróciliśmy do Dyrekcji".

Podobnie opisali wykrycie bunkra lojalni wobec podziemia "granatowi". W "Kronice wydarzeń" sporządzonej dla Delegatury Rządu pod datą 7 marca odnotowano: "Przy ul. Grójeckiej 81 w zabudowaniach ogrodnika Wolskiego aresztowano ukrywających się tam 38 Żydów. Między nimi znajdowało się tam kilkudniowe dziecko. Żydzi ci ukrywali się w wygodnie urządzonych suterynach cieplarni. Posiadali tam wodę, łazienkę i elektryczność. Żywność dostarczał im ogrodnik Wolski. W schronieniu tym przebywali Żydzi od 5 marca 1943 r. Byli to bogaci i znani na terenie 23 komisariatu ludzie (piekarz Gitter, restaurator Rawicz, dr Cendrowicz i inni). Żandarmeria niemiecka wykryła ich na podstawie doniesienia. Przy likwidacji tego schronienia była też policja z 23 kom. Żydów zabrano i wywieziono wraz z majątkiem (futra, biżuteria, 4 kg złota itp.) Cieplarnię i całe urządzenie zniszczono granatami i spalono. Wolskiego zaś wraz z siostrą i siostrzeńcem aresztowano, jego mieszkanie prywatne opieczętowano".

Inny wywiadowca z Sekcji Poszukiwań zeznał: "Wiosną 1944 na polecenie gestapo z sekcji Kriegsfahndung pojechałem na likwidację bunkra żydowskiego. [Pojechało tam] 2 Niemców, Ballhause, tłumacz Bąk i jeszcze jeden Niemiec. Z Polaków na tę likwidację pojechał Puszyn Jan, do pomocy przy likwidacji bunkra Niemcy mieli też wywiadowców z innych Brygad".

Z zeznań wynika, że do obławy Kripo zmobilizowało spore środki, włącznie z kontyngentami granatowych policjantów z różnych komisariatów: "Jak sobie przypominam, przy likwidacji bunkra z Żydami na Ochocie, przy ulicy Grójeckiej udział brali prawie wszyscy z sekcji i wielu wywiadowców z Dyrekcji i innych Komisariatów". W innym zeznaniu czytamy: "Rozstawiono nas po jednym do każdego gestapowca. Pod inspektami jakie były na tej posesji mieścił się schron. Z tego schronu Niemcy wyprowadzili jakieś osoby. Osób tych było kilkanaście".

Ruchomy majątek Wolskiego oraz dobytek jego podopiecznych "zostały wywiezione przez XXIII Komisarjat policji: zaś nie przedstawiające żadnej wartości łachy pozostawione przez policję zrabowała okoliczna ludność". Jak podaje sporządzony niedługo po wojnie raport: "Wszyscy lokatorzy domu Wolskiego w czasie likwidowania schronu ulotnili się zabierając ze sobą najcenniejsze rzeczy, ucieczce ich nie przeszkadzała policja mundurowa z XXIII komisariatu obstawiająca ulicę Grójecką, na której zgromadziły się tłumy okolicznych mieszkańców".
Tydzień później Emanuel Ringelblum, Judyta, Uri i pozostali Żydzi zginęli zamordowani w ruinach getta, przypuszczalnie w miejscu, w którym dziś wznosi się gmach Muzeum Historii Żydów Polskich. W tym samym czasie - jak można sądzić - zginęli ogrodnik Wolski oraz jego siostrzeniec.

Wykrycie schronu na Grójeckiej odbiło się silnym echem w zarządzie policji dystryktu warszawskiego; jeszcze tego samego dnia władze niemieckie wystąpiły z wnioskiem o przyznanie nagród pieniężnych 15 urzędnikom Kripo za lojalność i gorliwość w pracy.

Wkrótce nastąpiły kolejne sukcesy. W "Kronice wydarzeń" pod datą 15 marca odnotowano informację o aresztowaniu kolejnych osób powiązanych z mieszkańcami bunkra przy Grójeckiej. 22 marca policja wykryła następną kryjówkę, tym razem przy ul. Orlej 12, a na przełomie marca i kwietnia warszawska Kripo wzięła udział w blokadach na Żoliborzu; wpadło wtedy 40 Żydów. 2 kwietnia oddział pod dowództwem Balhausego dokonał kolejnych zatrzymań, tym razem w lokalach restauracyjnych.

Ślad po nich zaginął

Kriegsfahndungkommando działało do wybuchu powstania warszawskiego. Niektórzy polscy funkcjonariusze Sekcji Poszukiwań zdezerterowali z Kripo na przełomie czerwca i lipca 1944 r. Inni 8 sierpnia wycofali się z Niemcami do Sochaczewa, a później, w styczniu 1945 r., do Poznania.

Badacze wciąż nie znają odpowiedzi na większość pytań związanych z Polską Policją Kryminalną. Czy opisane formy działań antyżydowskich były jedynymi prowadzonymi przez Kripo? Do jakiego stopnia i jak często polscy funkcjonariusze działali na własną rękę, bez wiedzy swoich niemieckich przełożonych? Niewiele wiadomo też o roli "kryminalnych" w czasie likwidacji gett ani o ich kontaktach z podziemiem.

Po większości z nich ślad zaginął. Pozostają pytania.

Pełne studium naukowe poświęcone temu zagadnieniu ukaże się w najbliższym numerze rocznika "Zagłada Żydów. Studia i Materiały"

Jan Grabowski - ur. w 1962 r., historyk, zajmuje się m.in. kwestią pomocy niesionej Żydom i ich ratowania oraz stosunkami polsko-żydowskimi w okupowanej Warszawie. Profesor na Wydziale Historii University of Ottawa, członek Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN. Wydał m.in.: ''Ja tego Żyda znam! Szantażowanie Żydów w Warszawie 1939-1943'' (2004), ''Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942-1945'' (2011)

tekst opublikowano w "Gazeta Wyborcza", 26.07.2014


Copyright © tekst i zdjęcia  Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN [jeżeli nie zaznaczono inaczej]
www.holocaustresearch.pl