Drukuj  

Medal św. Jerzego dla Barbary Engelking


Medal św. Jerzego dla Barbary Engelking

19.11.2019 16:09:44


 
„Tygodnik Powszechny” od 26 lat przyznaje Medale Św. Jerzego, honorową nagrodę za „zmaganie ze złem i uparte budowanie dobra w życiu społecznym”. W tym roku kapituła przyznała go prof. Barbarze Engelking oraz ks. prof. Tomašowi Halíkowi.
 


| MEDAL ŚW. JERZEGO A.D. 2019

„Tygodnik Powszechny” od 26 lat przyznaje Medale Św. Jerzego, honorową nagrodę za „zmaganie ze złem i uparte budowanie dobra w życiu społecznym”. W tym roku kapituła przyznała go ks. prof. Tomašowi Halíkowi za walkę ze smokiem bałwochwalstwa oraz prof. Barbarze Engelking za walkę ze smokiem nieczułości i ignorancji.

Barbarze Engelking nie chodzi o nasze samopoczucie. Chodzi o empatię wobec tych, którzy zginęli. O mówienie o nich tak, by ludzie byli zawsze ważniejsi od liczb" - pisze o tegorocznej laureatce Michał Okoński.

Tego się chyba nie da powiedzieć prościej: Zagłada Żydów, choć wydarzyła się na polskiej ziemi i w polskiej obecności, w świadomości historycznej przeważającej części Polaków nie należy do historii Polski, ani też nie stanowi części polskiego losu. „Uważamy, że należy to zmieniać” – napisali członkowie Centrum Badań nad Zagładą Żydów w deklaracji założycielskiej. I od dwudziestu blisko lat, znosząc niejeden atak i niejedno oskarżenie, zmieniają.

Zgrozy całej nam nikt nie opowie

Zaznaczmy na wstępie: kwestia roli Polaków w Zagładzie nie jest tematem tekstu. Pytanie, co mają z tą historią zrobić dzieci czy wnuki świadków (albo sprawców), jest oczywiście ważne, trudno też lekceważyć znaczenie udzielanych na nie odpowiedzi np. dla polskiej polityki wewnętrznej i międzynarodowej. Zapewne istotne są także – choć z góry skazane na niepowodzenie – próby ustalenia dokładnej liczby tych żydowskich obywateli II Rzeczypospolitej, którzy zostali zamordowani przez swoich polskich współobywateli albo zginęli na skutek ich donosu.

Mimo wszystko są to jednak sprawy drugorzędne, bo przenoszące na dalszy plan tej historii tych, którzy powinni pozostać w centrum: ofiary. To ich losem – mówi Barbara Engelking, kierująca Centrum Badań nad Zagładą Żydów – powinniśmy się w pierwszym rzędzie zajmować, to im starać się przywrócić podmiotowość. Imiona, nazwiska, życiorysy, twarze.

„Jednej rzeczy pytam się zawsze męża, w jaki sposób my Żydzi się dowiemy prawdę, jak takie akcje lub strzelanina oddzielnie odbywały się – pisała w 1943 r. ukrywająca się w Woli Komborskiej pod Krosnem Fela Fischbein, słysząc o mordowanych w okolicy rodakach. – Nigdy nie będziemy tego wiedzieli dokładnie, tylko z opowiadania Polaków. (...) Zgrozy całej nam nikt nie opowie, nieboszczyk z tamtego świata nie potrafi gadać. Tak to będzie tylko, co Polacy będą opowiadali. To jest jedyne źródło”.

Sny jako źródło badań

Fela Fischbein nie miała racji: wiedzy o Holokauście możemy szukać nie tylko w opowiadaniach Polaków, a członkowie Centrum Badań nad Zagładą Żydów z nowatorskiego podejścia do źródeł uczynili swój znak rozpoznawczy. Nieprzypadkowo jeden z najbardziej poruszających, a zarazem najbardziej inspirujących tekstów będącej psycholożką i socjolożką prof. Engelking nosi tytuł „Sny jako źródło badań nad Zagładą”.

„Jeżeli uznamy, że Holokaust był doświadczeniem wyłącznie historycznym, oddajmy go historykom – mówiła o tym przed laty w wywiadzie dla „Tygodnika”. – Niech stwierdzą, kto podjął decyzję, kto układał rozkład jazdy pociągów do Auschwitz, kto był pasażerem, a kto maszynistą. Pytanie, czy jak już poznamy te wszystkie detale, zrozumiemy coś więcej?”.

Wiedzy o Zagładzie można więc szukać w dokumentach niemieckich i w meldunkach polskiego podziemia, w aktach toczonych po wojnie procesów, w archiwach gminnych i – na ogół zatrzaśniętych na głucho – kościelnych. Obcując ze wszystkimi tego rodzaju dokumentami, przestrzega prof. Engelking we wprowadzeniu do książki „Jest taki piękny słoneczny dzień...”, trzeba jednak „próbować nie stracić z pola widzenia ludzkiego wymiaru egzystencji i cierpienia, nie redukować ofiar do liczb”

W pierwszym rzędzie należy słuchać Ocalałych.

Czytać i nagrywać ich relacje. Oraz oddawać głos tym, którzy ocalić się nie zdołali, a przecież także zostawili po sobie dzienniki czy listy. Nie spiesząc się, wracając po wielokroć do tych samych tekstów, aż odsłonią „odpowiedzi na pytania, które dotychczas nie przyszły nam do głowy”. I cały czas pamiętając o tych, którzy żadnego świadectwa nie zostawili, np. o setkach tysięcy ortodoksyjnych Żydów niemających szans na ocalenie, często nieznających polskiego, niegodzących się na zmianę wyglądu czy stylu życia, bo wierność Bogu była dla nich ważniejsza. „Cóż za straszne nieporozumienie, że o takich ludziach mówi się: »szli na śmierć jak barany«. Oni szli z godnością i wiarą, przekonani, że robią słusznie” – mówi Barbara Engelking.

Numerek na życie

„Holokaust – opowiadała Tygodnikowi – to doświadczenie, które mieści w sobie każde ludzkie przeżycie i zachowanie, od lojalności, solidarności, nieprawdopodobnej miłości i poświęcenia, do podłości i zdrady. Wszystko straszliwie zagęszczone, ciężkie do udźwignięcia”. Pytaliśmy ją wtedy o bezradność kogoś, kto chciałby się w to doświadczenie wczuć i używa w związku z tym dostępnych mu słów: „trauma”, „inny”, „wykluczony”, zderzając się w końcu z poczuciem, że one niewiele opisują.

„Nie ma i nie będzie słów, którymi można by to doświadczenie opisać. Wiedzieli to już ci, którzy w czasie wojny cierpieli w gettach, a potem siedzieli za szafami, byli zasłani w łóżkach albo ukryci w jakichś leśnych norach – tłumaczyła. – Ale bez słów też można wiele wyrazić. Jeśli się uważnie czyta relacje, można sporo zrozumieć z tego, co się znajduje pomiędzy słowami. Wiem też z licznych rozmów z Ocalałymi, że bardzo dobrym środkiem komunikacji bywa milczenie”.

„Każdy świat odmienny od naszego opisywać można tylko w kategoriach jego własnego języka, który ów świat współtworzy i kształtuje” – zastrzegała we wstępie do swojej pierwszej książki, wydanej w 1993 r. „Na łące popiołów” i zawierającej właśnie rozmowy z Ocalałymi. O tamtych czasach trzeba więc mówić językiem, którego słowami kluczami są: szpera, akcja wysiedleńcza, szopy, Judenrat, numerki na życie, Sonderkommando. Także szmalcownik.

„Pracowałem wtedy w szpitalu – cytowała jedną z relacji. – Pamiętam taką scenę, jak młody lekarz, przyszedłszy do szpitala, pokazał nam swój numerek na życie. Miał tylko jeden. »Panowie – matka czy żona?«” – zapytał”.

Nieprawdą jest, nie spala się ludzi

Milczenie, o którym wspomniała, wybrzmiewa w jej tekstach. Chciałoby się, żeby wybrzmiało też po cytacie z zapisków Mordka Breibarta, który wyskoczył z pociągu do Treblinki i ukrywał się w dziurze pod stodołą w Nowej Wsi, a w 1943 r. zanotował taki oto sen: „W nocy tu kiedyś widziałem dziadka i babcię dziadek tak strasznie płakał całą noc widziałem tylko starych ludzi widziałem jak ich prowadzono słyszałem jak strzelano widziałem ich blade twarze widziałem i tatusia stał przed dziadkiem słyszałem jak mówił do niego nieprawdą jest nie spala się ludzi a dziadek tak płakał całą noc tak strasznie się męczyłem”.

W niedawnym wywiadzie dla „Krytyki Politycznej” prof. Engelking opowiedziała o Michale Berwergu, warszawiaku, który mieszkał w kamienicy przy Garwolińskiej ze swoją partnerką Polką i trójką dzieci. Ktoś z sąsiadów na niego doniósł, więc trafił do getta, w trakcie akcji wysiedleńczej uciekł jednak i wrócił do rodziny. Mieszkańcy kamienicy uznali, że im zagraża, i zażądali, żeby odszedł, zniknął więc na parę dni, ale nie miał dokąd pójść. Wrócił i się powiesił, jednak jeden z sąsiadów odciął go. Znów zniknął na parę dni, znów wrócił, znów próbował się powiesić i znów został odcięty przez sąsiada, aż wreszcie ktoś wezwał Niemców i go zabrali.

Zeznająca w powojennym procesie partnerka Berwerga powiedziała sądowi, że po ucieczce z getta „nie wychodził z domu, był przygnębiony, niewiele mówił”. „Co on przeżył w getcie, co tam zobaczył, co tak na niego wpłynęło, że »właściwie nic już nie mówił«?” – pyta Barbara Engelking. A na sugestię, że może opisze jego historię, odpowiada: „Przecież ja nie wiem, co on przeżył. Skąd mam wiedzieć? Dla mnie jest ważne to, że milczał. Przeszedł takie doświadczenie, taki rodzaj spotkania ze złem, które powoduje, że człowiek milknie”.

W rozmowie z „Tygodnikiem” przyznała, że zdarzyło się jej kiedyś rozpłakać przed grupą studentów. Że poczuła się tym zawstydzona i uznała, że taka emocjonalność stanowi dyshonor dla nauczyciela akademickiego. Potem jednak powiedziała studentom, że nad Holokaustem trzeba płakać; że to naturalna reakcja na taką kumulację zła. „Łzy są wyrazem współczucia dla ich osamotnienia i cierpienia, są też przejawem naszej bezradności”.

Wydawało mi się, że coś rozumiem

Czyli tego doświadczenia nie da się ani zrozumieć, ani opowiedzieć? Kiedy dziennikarze „Krytyki Politycznej” dopytywali o jakieś próby definicji zawarte w „Na łące popiołów”, przyznawała się do pychy: „Wymyślałam jakieś terminy, wydawało mi się, że coś rozumiem. Szukałam jakichś znaczeń w Zagładzie, szukałam sensu, porządku, a tymczasem to mnie całkowicie przerastało”.

Może dlatego właśnie kilkanaście lat później podjęła się analizy Zagładowych snów. „Być może właśnie sny z okresu Holokaustu – oraz empatia ich odbiorców – mogą stanowić sposób na zbliżenie się do niewyrażalnego” – pisała.

Trudno tu postawić kropkę. Umysł się broni, wciąż szukając jakichś ukrytych znaczeń i metafor. Sam usiłowałem wydobyć przed laty z książek wydawanych przez Centrum nie tylko historię Jasia i Małgosi (gospodarz wyprowadza żydowskie dzieci do lasu i tam je porzuca), ale także opowieść ewangeliczną, w której jakaś chłopka ukrywa Reginę Kempińską z dzieckiem w stajence, w żłóbku na sianie. W swoim „Betlejem” Regina z córeczką mogą zostać ledwie tydzień (prof. Engelking wykreśliłaby pewnie słowo „ledwie” – jej empatia obejmuje także tych, których nie stać było na heroizm pomagania ściganym, nie razi ją też np. pomoc za pieniądze, o ile pomagający wywiązywał się z umowy).

Zapragnąłem tak mocno żyć

Tak, przy każdej kolejnej lekturze szukam jasnych punktów: opowieści o bliskości, miłości, przywiązaniu. Czy listy Lutka Orenbacha, pisane z getta w Tomaszowie do Edith Blau, nie stanowią dowodu, że można przezwyciężyć terror i strach? „Sny mówią nam także o tym, że miłość jest silniejsza niż śmierć – nie przestajemy kochać kogoś tylko dlatego, że nie żyje” – napisała prof. Engelking. Jest też autorką „Tajemnicy Hesi”, tekstu o miłości w warszawskim getcie, a cytowane w nim listy Liljany Lipes i Ludwika Schönfelda mogłyby wyjść spod pióra każdego zakochanego nastolatka na świecie. „Teraz zapragnąłem tak mocno żyć, jak jeszcze nigdy. Moje serce biło teraz tak szybko, to była wielka miłość, co najdziwniejsze, że rozszalała się w poczekalni rzeźni” – przywołuje wspomnienia Mietka Pachtera o spotkaniu z Dziunią, w budynku przy Umschlagplatzu, gdzie czekali na podstawienie wagonów do Treblinki (jemu udało się przeżyć, ją zagazowano następnej nocy).

Z drugiej strony jednak w jej tekstach znajdziemy tak wiele opisów doświadczenia „wyrzucenia poza nawias człowieczeństwa, pozbawienia prawa przynależenia do gatunku ludzkiego i prawa do braterstwa”, że trudno o nadzieję. W rozmowie mówi wprost: zło jest silniejsze od dobra, oto czego dowiaduje się człowiek z badań nad Zagładą. „Często ludzie, szczególnie młodzi, zaczynający zajmować się Zagładą, oczekują, że jest w niej jakaś mistagogia, wtajemniczenie – mówi. – Nie ma. Jedyna rzecz, jakiej człowiek się uczy, to jest cierpienie. I zrozumienie, że to cierpienie było po nic. Jedni ludzie zadali je innym ludziom, a my zostaliśmy z tym cierpieniem, z pamięcią o nim. Oto cała tajemnica”. „Nic z Holokaustu nie wynikło, żadna lekcja, żadna przestroga, żadna nadzieja – dopowiada w innym momencie. – Nic. To jest cierpienie, które poszło na marne”.

No i co teraz? Jak żyć w czasach, w których jeszcze – jak zauważa szefowa Centrum Badań nad Zagładą Żydów – „Holokaust robi się strasznie przegadany”? Jak nie mnożyć wokół niego słów fałszywych, banalnych albo tanich, jak choćby te, które wypowiedział niedawno premier naszego rządu, o „setkach tysięcy Polaków, którzy ratowali Żydów w czasie drugiej Apokalipsy”? Jak pamiętać?

Troska to coś więcej niż pamięć

„Pamięć jest dziś odmieniana przez wszystkie przypadki – to słowo już nic nie znaczy. Potrzebujemy troski o Żydów, a to coś więcej niż pamięć. To żal, smutek, płakanie z kimś. Prawdziwą troskę okazuje przyjaciel, który jest przy nas w chwili rozpaczy czy zamętu, trwa w ciszy, będąc bezradny w obliczu naszej żałoby czy cierpienia. Umie je udźwignąć, potrafi znieść własną niemoc i niezdolność uleczenia. Nie ucieka od bólu – po prostu jest blisko, jego milczenie oznacza: »nie rozumiem, nie wiem, co zrobić, ale jestem przy tobie«. Akceptuje, że cierpienie może pójść na marne, ale trzeba przy nim trwać” – mówi Barbara Engelking.

W zakończeniu „Tajemnicy Hesi” padają zdania Janusza Korczaka, zanotowane w dzienniku 21 lipca 1942 r., na dzień przed rozpoczęciem wywózki Żydów z warszawskiego getta do Treblinki: „Ciężka to rzecz urodzić się i nauczyć się żyć. Pozostaje mi o wiele łatwiejsze zadanie: umrzeć. Chciałbym umierać świadomie i przytomnie. Nie wiem, co powiedziałbym dzieciom na pożegnanie”.

„I ja nie chcę wiedzieć – jeszcze nie teraz – co Stary Doktor powiedział dzieciom na pożegnanie” – pisze Barbara Engelking. Bardzo za to „nie chcę wiedzieć”, a może bardziej za to „jeszcze nie teraz” dziękuję

źródło: Tygodnik Powszechny

O ks. prof. Tomászu Halíku pisze Tomasz Maćkowiak: funkcjonujący od zawsze w Kościele mniejszościowym, uważa, że to jest sytuacja naturalna. 

Czesi, wbrew temu, co sądzą sami o sobie, nie są społeczeństwem ateistycznym ani tym bardziej – jak uważa część Polaków – protestanckim. Badania religioznawców wykazują, że cechują się ogromną nieufnością wobec instytucji religijnych – Kościołów, Zborów, Cerkwi. Mają też prawdziwą, silną tradycję antykatolicką, która okrzepła w czasie I Republiki Czechosłowackiej.

więcej w: Tygodnik Powszechny


Copyright © tekst i zdjęcia  Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN [jeżeli nie zaznaczono inaczej]
www.holocaustresearch.pl